W mojej Odnawialni pojawił się nowy projekt – fartuch rzemieślniczy. Być może właśnie jesteś w trakcie renowacji jakiegoś mebla, trafiłaś na mój blog, przeczytałaś ten nagłówek, spojrzałaś na swoje stare robocze ciuchy i pomyślałaś – ale po co mi fartuch? Mam te czarne dresy z dziurą na kolanie, co to już nie nadają się nawet do mycia okien, a kot nie chce ich widzieć w swoim legowisku?

Opowiem Ci jak ja dojrzewałam do myśli o własnym fartuchu. Też mam takie stare ciuchy do szurania po pracowni i żeby było jasne – nadal ich używam przy brudnych pracach. Ale jednocześnie odnawianie mebli stało się na tyle istotną częścią mojej osobowości, na tyle silnie zadomowiło się pod hasłem Pasja – zaraz po Domu, Dzieciach i Mężu, ale przed Pracą zawodową, że chciałam mieć jakiś atrybut tego zajęcia. Wygodne wdzianko, dzięki któremu odcinam się od prania, prasowania, gotowania, całej tej codziennej krzątaniny, przez którą czuję się czasami jak jedna z bohaterek Arlington Park (kto czytał ten może wie o czym mówię, a kto nie czytał to bardzo polecam), albo mówiąc prościej – jak chomik w kołowrotku. Coś dzięki czemu, wiem że jestem w swoim świecie, a kiedy to mam na sobie, to każdy wie – mamusia teraz pracuje. Czasami wygląda tak:)

Pierwsze skojarzenie – fartuch rzemieślniczy, taki z kieszeniami, wystarczająco długi, o który można wytrzeć brudne ręce i wsadzić do kieszeni miarkę, ołówek i kombinerki. W którym można schować bezpiecznie telefon bez ryzyka umazania farbą. W którym dobrze się wygląda, jak kurier wpadnie z przesyłką, albo sąsiad pożyczyć szlifierkę.

No i zaczęło się kombinowanie, no bo co ja wiem o szyciu odzieży roboczej? Po wstępnym researchu okazało się że to temat rzeka. Począwszy od fartuszków fryzjerskich, przez, lekarskie, kelnerskie po spawalnicze i rzeźnicze – rynek jest zalany odzieżą roboczą. Jednak żadnego z nich nie miałam ochoty kupić, wybierając stare dresy z dziurą na kolanie. Do tego zadziałał mój wrodzony realizm i melancholia – w sumie po co komu jakieś tam fartuchy rzemieślnicze. KAŻDY woli przecież stare ciuchy do brudnej roboty. Aż spotkałam osoby, które wyprowadziły mnie z tego myślenia, zmuszając do działania.

Pierwsza to Justyna  ceramiczka, właścicielka pracowni ceramicznej Karamuz. Jest prawdziwą girl boss, która po udanej karierze jako UX Designer rzuciła wszystko w cholerę by zająć się projektowaniem w glinie. Teraz robi Slowpresso i piękne ceramiczne naczynia.

Druga to Agnieszka z pracowni krawieckiej Dobra Materia – konstruktorka odzieży i projektantka, która od razu podchwyciła ochoczo pomysł i zaprojektowała mi pierwsze prototypy, kieszenie, sposoby wiązania.

 

Trzecia to Alicja z pracowni kaletniczej Wenska Leather. To dzięki niej powstały paski i skórzane metki, to ona doradziła mi jak ogarnąć temat dodatków kaletniczych, czym różnią się napy chińskie od włoskich, dlaczego nikiel a nie stare złoto, dlaczego nie wczepiać nap w tkaninę, czemu pasek skórzany musi być odpinany, a skóra do jego produkcji miękka, dobrej jakości, na lata.

Kolejne osoby to Majsterki czyli Sylwia, Alicja i Basia, dla których wygląd w pracowni ma istotne znaczenie. To one przekonały mnie, że tak, fartuchy dla kobiet majsterkujących są ważne.

 

No i pojawiły się pierwsze prototypy, szukanie tkanin, błądzenie z grubością, sposobami wiązania, taśmami, dodatkami kaletniczymi.

Było jeszcze wiele osób, które pomogły mi ogarnąć ten temat, bo poruszałam się w temacie tkanin, taśm, szycia, pakowania, własnego biznesu po omacku. Teraz nadeszła jednak godzina zero, by fartuchy ujrzały światło dzienne.

To są fartuchy przede wszystkim dla kobiet, które biorą sprawy w swoje ręce. Dosłownie – bo najczęściej tworzą przy użyciu rąk – szyją, lepią, szlifują, malują, dekorują, majsterkują. Jak i w przenośni – bo często ta pasja kończy się założeniem własnej małej pracowni, a nawet sprzedażą wykonanych przedmiotów. A już na pewno jest na tyle istotną częścią ich życia, że nie ma mowy by dalej tego nie robiły.

Jeżeli jesteś taką właśnie kobietą, albo czujesz, że to do ciebie przemawia, obejrzyj moje fartuchy. Podziel się opinią, napisz, co o nich sądzisz, co w nich zmienić, co Ci się w nich podoba. Każda opinia jest dla mnie ważna, bo uczy mnie myślenia o Twoich potrzebach.

Jakie zalety mają fartuchy z Odnawialni? Więcej przeczytasz TUTAJ i podejmiesz decyzję czy chcesz taki mieć. Zapraszam!

fartuch rzemieślniczy

Podobne wpisy

22 komentarze

  1. Gosiu – są mega! Kapitalny pomysł!
    I wiesz, wcześniej miałam podejście podobne do Twojego, tj. po co mi fartuch, mam przecież dres i starą koszulkę, a teraz zmieniłam podejście 🙂 Chyba jak i Ty musiałam dojrzeć do myślenia o fartuchach 😉 A Twoje wyglądają super! <3

    1. to podobno tak jak z czerwonymi torebkami – podobno kobiety z wiekiem dojrzewają do porządnych czerwonych skórzanych torebek 🙂

  2. Małgosiu, boski pomysł! Wiesz, że wiecznie niszczę ubrania przez to moje malowanie, szlifowanie, klejenie. Fartuch chodził mi po głowie od lat, ale zawsze czasu brakuje na szycie.
    Śliczne, szczególnie niebieski.
    Trzymam kciuki za sprzedaż!

  3. Extra te fartuszki. Bardzo podoba mi się połączenie skóry i takiego “jeansowego” materiału. Kusi mnie, żeby sobie taki zakupić ale sknera jestem jeśli chodzi o kupowanie czegokolwiek dla siebie i nie mogę się zdobyć na ten gest hehe. Co innego dla innych…
    Fajny produkt i życzę żeby się “przyjął”.

    1. rozumiem dylematy, ale będę co jakiś czas wodzić na pokuszenie 🙂 niedługo nowe kolory 🙂 u mnie zawsze masz ekstra rabat za świetne projekty jakie robisz 😉

  4. Świetnie wyglądają te fartuszki!! Zgrabne, ładnie odszyte, kolory fajnie dobrane. Miałabym dylemat, który wybrac… Mam nadzieje, ze kiedyś sprawie sobie taki jeden. Ale najpierw chciałabym ukończyć kurs. Powodzenia w szyciu i sprzedaży! Sylwia

  5. Fartuszek piękny. Kupiłam jeans ze skórzanym paskiem. Bardzo dobrze przemyślany, świetny krój i materiał – pewnie dlatego tak dobrze leży. A wykonany naprawdę z super precyzją – stebnówka równiutka. Aż chce się go nosić, tylko szkoda pobrudzić 🙂

    1. dziękuję! takie opinie to miód na moje serce! bardzo się cieszę i przyznam ze ja też nie wyobrażam sobie teraz bez niego pracy… jest brudny, umazany farbami ale właśnie takiego go lubię 🙂 a z ciekawych historii z ostatnich warsztatów – była osoba, która nie nosiła fartucha, a telefon trzymała w tylnej kieszeni jeansów. Poszła do toalety w ferworze prac i telefon wpadł do muszli… co ciekawe zorientowała się po jakimś czasie jak chciała zrobić zdjęcie. Tak więc – telefony do fartuchów!

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *