Podobno z największych brzydul wyrastają niezłe księżniczki, a z brzydkich kaczątek – piękne łabędzie. Zobaczcie więc metamorfozę ramy okiennej, której nikt nie dawał żadnych szans. Przygarnęłam tą ramę bo miała bardzo dobry kształt i wymiary, ale przyznam, że nawet ja trochę zwątpiłam w jej potencjał, gdy przyjrzałam się jej z bliska. Odrapana, niemiłosiernie brudna, pokryta kilkoma warstwami farby. Jednak poczucie misji zwyciężyło:).
Taca z ramy okiennej – oczyszczanie
Powoli, spod warstwy brudu zaczęło wyłaniać się drewno, trochę spatynowane, porysowane, ale właśnie takie vintage i autentycznie postarzone. Do oczyszczania użyłam cykliny – farba schodziła bez trudu. Potem cierpliwe szlifowanie papierem. Okucia wyczyściłam małą szlifierką typu delta, a potem watą stalową.
W ramie okiennej była szyba, którą bez trudu udało się wyjąć, bo kit był cały popękany i zeschnięty. W to miejsce dorobiłam dno ze sklejki o grubości 5 mm. Sklejkę dopasowałam do wnętrza ramy.
Taca z ramy okiennej – malowanie
Nadszedł czas na zdefiniowanie nowej roli społecznej – będzie tacą – orzekłam i rozpoczęło się dekorowanie:
Na tym zdjęciu widać fragment łasucha próbującego dobrać się do mojej szarlotki:).
Taca ma idealne wymiary na szybką kawę w małym gronie. Dobrze wpasowuje się w kanapę i małe stoliki kawowe.
Zobaczcie, do czego jeszcze wykorzystałam stare paski po ubraniach. Pomysłów na ich zastosowanie mam jeszcze trochę, więc jak ktoś chciałby mi podarować swoje nieużywane paski (nie muszą być skórzane), to ja chętnie przygarnę:).