Naczelna zasada wszystkich ogarniaczy domu brzmi – każda rzecz ma swoje miejsce. Przyznam, ze wciąż nad tym pracuję, ale kiedy wyremontowałam i gruntownie posprzątałam korytarz – jest zdecydowanie łatwiej. Przechowywanie w przedpokoju załatwiła nam częściowo skrzynia wojskowa.
przedpokój
Metamorfoza przedpokoju w 5 krokach? To proste: tapeta, farby, listwy, lustro, lampy i lecimy z remontem – sami, bez fachowców!
Kolejna wariacja na temat skrzyni wojskowej – dla fanów żółtego we wnętrzu, trójkątów i skandynawskiego looku w pokojach dziecięcych. Ale pasuje też na przedpokój jako ławeczka do wkładania butów.
a tu już z przymocowanym siedziskiem
- pianka – wykorzystuje piankę z materaca dziecięcego, można też popytać w firmie robiącej materace na zamówienie – mają ścinki z produkcji, które pewnie oddadzą za darmo lub za grosze. Ostatecznie kupujemy piankę tapicerską, to już wersja de lux:)
- klej – niekoniecznie, ale ułatwia pracę obijania, bo nic się nie przesuwa
- flizelina – do kupienia w sklepie z tkaninami obciowymi
- materiał – ja użyłam bawełny, która nie jest typowym materiałem obiciowym, ale podobał mi się wzór no i nie jest to krzesło czy kanapa, gdzie warto zainwestować w dobrą tkaninę. Tu wystarczy taka.
- tacker


Znacie z widzenia takie konsolki z lat 60, które na naklejce mają nazwę “Stolik pod radio”? To właśnie taką przywiozła z Mazur moja koleżanka Ania z twardym postanowieniem samodzielnej jej przemiany. Podeszłyśmy do tematu bardzo starannie, ale mimo wielu przemyśleń i przygotowań bez perypetii się nie obeszło…
Konsolka w fazie “przed” prezentowała się tak:
Gruba warstwa spękanego lakieru, podniszczone drewno, kolor niekoniecznie pasujący do mieszkania.
No więc najpierw były inspiracje pościągane z sieci.Potem konsultacje w mieszkaniu, czy idziemy w koral, czy w miętę, a może coś innego. Poszło w miętę i beże.
Dalej wizyta w sklepie Flugger i wybór kolorów z mieszalnika – chodziło nam o beż o określonym odcieniu więc z namaszczeniem oglądałyśmy próbnik i po długich debatach wybrałyśmy TEN. I tu pierwszy zong przy mieszalniku, bo okazało się, że nie ma małej bazy do zmieszania z barwnikiem, więc na naszą odpowiedzialność pan zmieszał kolor biały.
Kolejny krok to czyszczenie. Ania dzielnie walczyła ze szlifierką, aż udało nam się zedrzeć kawałek forniru do gołej deski:) Dlatego uwaga na meble fornirowane i delikatnie ze szlifierką! Na szczęście biały wosk, który nałożyłyśmy na blat, pozwolił zniwelować przetarcia w fornirze. Blat wygląda tak:
Czas na malowanie, a że czasu zeszło nam sporo na czyszczenie, dyskusje, obiad w cieniu modrzewia więc nagle zrobiło się późno i zaczęłyśmy malowanie w dzikim pośpiechu. Tak chciałyśmy skończyć przed zmrokiem, że bezrefleksyjnie malowałyśmy tym beżem 2x.
No i o 20 zakończyłyśmy osiągając efekt niemal białej szafki z błękitnymi szufladkami (odcień lekko majtkowy). Powiem eufemistycznie, nastrój euforii opadł, Ania oznajmiła że szafka właściwie to jest biała i w ogóle jej nie pasuje do pokoju, a ta mięta to przecież niebieski… No i wyszło, że mieszanie we fluggerze z barwnika z białym kolorem (a nie z tzw bazą) daje zupełnie inny odcień – dużo jaśniejszy.
Na szczęście nie porwałyśmy się na walkę z materią późnym wieczorem lecz przełożyłyśmy sprawę na inny dzień.
Znalazłam małą próbkę farby z serii Anie Sloan Chalk Paint w kolorze french linien (trochę beż trochę szary) i ruszyłyśmy metodą suchego pędzla pokrywając nieregularnymi pociągnięciami cały ten mleczny beżyk. Efekt bardzo pozytywnie nas zaskoczył, bo szafka nabrała wyrazu. Miętę też przemalowałyśmy na 2 odcienie jaśniejszą…
No i jeszcze mały drobiazg – gałki. Ania kupiła szmaragdowe, takie pod miętę, ale… no nie pasowały, były za duże więc skończyło się na innych z zygzakiem:)
Podsumowując
– 4h czyszczenia
– 2x malowane białym beżykiem
– 2x mięta vel majtkowy błękit
– 1x przecierka właściwym beżem
– 1x właściwa mięta
– 2 podejścia do gałek
– 2x woskowanie
– wycinanie tapety do wnętrza szufladek
Ale tak to już jest, w trakcie prac często dzieją się dzikie rzeczy, a spontaniczne zmiany i niespodziewane efekty to prawie standard:) I to jest fajne – nigdy do końca nie wiadomo jaki będzie efekt, wiele rzeczy można twórczo naprawić, a na końcu jest wieeelka satysfakcja.
Ania doniosła mi, że nie może napatrzeć się na szafeczkę z zachwytu i że już połknęła bakcyla i myśli o kolejnych metamorfozach. I tak trzymać:)
Jeżeli znudziły ci się korkowe tablice, pisanie kredą po ścianie, bądź chciałabyś mieć pod ręką wszystkie niezbędne akcesoria (np. narzędzia, artykuły piśmiennicze, dodatki ubraniowe), zobacz co możesz zdziałać z dziurkowaną tablicą znaną szeroko w anglojęzycznym świecie jako pegboard.
Poniżej garść wskazówek, jak można ją zastosować w praktyce
1. Organizacja warsztatu twórczego
Jeżeli szyjesz, majsterkujesz, malujesz, projektujesz, przez twoje biurko przewija się 1001 drobiazgów: guziki, nici, narzędzia, mazaki, linijki, możesz je wszystkie umieścić na tablicy. Tu kluczowe będą dodatki – haczyki, półeczki, pojemniczki, które ogarną cały ten drobiazg.
To mój faworyt – stara deska do prasowania w roli tablicy na szpule nici
2. Organizacja w pokoju dziecięcym lub kącika do pracy
Tu możemy znaleźć przynajmniej kilka zastosowań
- tablica nad biurko jako miejsce na przyczepianie prac malarskich
- akcesoria malarskie pod kontrolą
- akcesoria dla niemowlaka + zgrabne skrzyneczki na pieluchy
- i dla nieco starszych – nad łóżkiem
Wreszcie ciekawa stylizacja ze schowkiem na biurko i ścianą na drobiazgi na drzwiach – to dobry patent na mini pracownię lub mini biuro gdy nie mamy przestrzeni, nie sądzicie?
4. Organizacja w kuchni i nie tylko
To tablica bardziej zaawansowana – przygotowana ze sklejki, grubsza i solidniejsza, do tego w komplecie zestaw kołeczków, półeczek, haczyków
5. Organizacja w garażu lub schowka
A wy w którym pomieszczeniu widzicie ją u siebie? Bo ja poważnie rozważam pokój dziecięcy, ale też w garażu bardzo by mi się przydała
Mam słabość do kropek (do pasków, kratek, zygzaków i innych geometrycznych wzorów też) Miętowe kropki są idealne na wiosnę. Pasują do dziecięcych pokoi, sypialni lub salonu. U mnie wylądowały w skrzynce po owocach. W ten sposób powstała skrzynka na zabawki. Sprawdzi się też jako schowek na poduszki, koce, lub cokolwiek innego.
Punkt startowy – skrzynka sosnowa, wymiary 40x50x30. Zrobiona przez stolarza, więc drewno było nowe. Punkt końcowy – bejca + biała farba nanoszona techniką suchego pędzla + worek uszyty z bawełnianej tkaniny w kropki + kółka.
Żeby uzyskać taki efekt malarski trzeba najpierw użyć grafitowej bejcy (u mnie bejca vidaron), następnie nanieść prawie suchym pędzlem białą farbę. Pierwsza warstwa wyglądała tak:
Chciałam jednak więcej bieli więc pojawiła się kolejna warstwa
No a potem już tylko detale:) Skrzynka na zabawki musiała nabrać odpowiednieego dziecięcego sznytu. Do napisu wykorzystałam starą deseczkę – pierwotnie wieszaczek, z którego haczyki powędrowały kiedyś do czerwonego wieszaka na przedpokoju. Na krawędziach lekkie przecierki, napisy tradycyjnie – szablony papierowe i szaleństwo czcionek (miętowa – mistral, pozostałe – lucida console).
Skrzynka na zabawki – jak uszyć pokrowiec do środka skrzynki?
Potrzebujesz jeden duży prostokąd tkaniny, którym wyściełasz dno i dłuższe boki. Do tego dwa boczne prostokąty, odpowiadające wymiarom krótszych boków. Dodaj po 2 cm na zszycie, a na górze – ok 6 cm na wiwinięcie na zewnątrz skrzynki. Bardziej zaawansowani mogą uszyć na wywinięciu tunel i wciagnąć w niego cienką gumkę.
No i mięta w akcji gotowa:) Coraz częściej ten miętowy kolor mnie prześladuje (podobnie jak żółty, granatowy w połączeniu z czerwienią i brudny róż). A wy w jakich kolorach ostatnio żyjecie?
Pozdrawiam wiosennie mimo szalejących opadów!
Kanki na mleko zniknęły z naszego życia jakieś 20 lat temu, ale na szczęście można je jeszcze odnaleźć na pchlich targach lub w starych wiejskich domach. Do mnie trafił egzemplarz po wyjątkowych przejściach – poobijany chyba przez kilka krowich pokoleń:). Nikt nie dawał jej szans i tylko ja widziałam w niej od początku kandydatkę na pojemnik na parasole.
Malowanie metalu nie jest tak proste jak w przypadku drewna, Powierzchnia jest za śliska a farba za bardzo się marze. Dlatego trzeba koniecznie pokryć metal warstwą matującą – ja użyłam podkładu typu primer, który farbie zapewni większą przyczepność.
Drewniana skrzyneczka na klucze to jeden z pierwszych produktów, które ozdabia się w początkowym amoku decoupage (poza serwetnikiem rzecz jasna:). Moja niestety nie doczekała się takiej dekoracji – dopadła ją czerwień i łoś transferowy. Tym samym dołączyła do pozostałych czerwonych ozdób w naszym przedpokoju: wieszaka i skrzyni. Projekt modernizacji tego małego pomieszczenia czas wreszcie zakończyć…
Skrzynkę można zrobić w 3 wieczory
Pierwszego malujemy produkt wyjściowy na biało, po 4 godzinach można nałożyć drugą wartwę farby, w moim przypadku czerwonej, która trafiła na większą część skrzynki, z wyjątkiem środka ramki i szczytu.
Drugiego wieczoru naklejamy wydruk transferowy, czyli napis i łosia, za pomocą kleju do decoupage mod podge (podobno działa także na wikol). Możemy też nałożyć kolejną warstwę farby i poprawić usterki z poprzedniego wieczoru.
Trzeciego dnia ścieramy palcem lub gąbką papier, a na skrzyneczce zostanie przetransferowany obrazek. Całość lakierujemy. Skrzyneczka gotowa do powieszenia.
Ta skrzynia pierwotnie służyła do transportowania granatów. Proste, sosnowe deski, solidne okucia – oto materiał wyjściowy do skrzyni-siedziska. Teraz zamiast granatów przechowuje pasty do butów i służy w przedpokoju jako siedzonko do wkładania obuwia.
Po obróbce tapicersko-malarskiej nabrała charakteru trochę skandynawskiego, trochę loftowego (?)
Szlifowanie tego ustrojstwa pokrytego jakąś zieloną substancją było wyzwaniem, przez co długo nie mogłam się zabrać za skrzynię, ale potem było już dużo lepiej.
Tu widok po wyszlifowaniu, materiał wyjściowy do dalszych prac:
1. Bejcowanie – całość pomalowałam grafitową bejcą
2. Wybielanie – pasta starwax do wybielania drewna dobrze sprawdziła się na tych starych dechach, pełnych szpar i nierówności.
3. Tapicerowanie – pianka z niemowlęcego łóżeczka, na to stary obrus w kwiatki i obicie gotowe.
4. Napis – szablon wycięty z kartonu, wypełniony białą i czarną farbą – trzeba delikatnie tampować napis gąbką.
5. Okucia – są oryginalne ze skrzyni ale pomalowane na czarno.
Siedzisko dołączyło do innych gadżetów w korytarzu – nie ma zmiłuj, od teraz dzieci same nakładają buty:).
W przedpokoju nie może zabraknąć wieszaka. Wprawdzie dziś robi się zabudowy a kurtki wiesza do szaf, jednak taki wieszaczek dodaje korytarzowi klimatu. Ja sama zdecydowałam się na białą, neutralną zabudowę wnęk, ale równocześnie zostawiłam miejsce specjalnie z myślą o nim…
Zanim jednak przybrał taką postać, dotarł do mnie w postaci zniszczonego, poplamionego atramentem odrapańca za całe 35 zł (z allegro). Na tym zdjęciu widać wieszak po zdarciu zielonej farby za pomocą specjalnego preparatu. Pan od zabudowy pukał się w czoło, że chcę marnować przestrzeń i zostawiać aż 80 cm wnękę dla starego wieszaka.
Co zrobiłam:
- usunęłam powłoki farby za pomocą specjalnego środka (samruje się, czeka i zdziera szpachelką, idzie dość sprawnie)
- wyszlifowałam (mam zwykłą szlifierkę mimośrodową, która słabo radzi sobie z małymi elementami, więc dodatkowo ręczne ścieranie)
- pomalowałam – oczywiście czerwoną farbą (ostatnio najbardziej lubię ten kolor) 3 warstwy
- przymocowałam 3 gałki ceramiczne białe i oto efekt:
Na ostatnim zdjęciu widać wnękę między szafą a ścianą. Perspektywa jest nieco zaburzona, w rzeczywistości nie wygląda na tak głęboką (szer 80, gł 50). Wytapetowałam ją tapetą z serii blossom firmy flugger, mają rewelacyjne, skandynawskie wzory.